Gdy w 2011 roku zmieniliśmy miejsce zamieszkania zastanawiałam się co będziemy robić. Doszliśmy do wniosku założymy gospodarstwo. W niektórych miejscach na świecie gospodarstwa rolno-hodowlane określa się mianem hacjendy. Więc dlaczego nie? Dlaczego sosnowa? Bo otoczona jest sosnami, zarówno dookoła ogrodzenia jak i w pobliżu lasów sosnowych.
Kupiliśmy to w opłakanym stanie. Wszędzie przeciekało, wszystko było do wymiany lub remontu kapitalnego. Jednym słowem należymy do tych osób co z wielkiego miasta, przeprowadzają się w miejsca gdzie nawet pies z kulawą nogą nie zagląda i zaczynają wszystko od początku.
Miejsce urokliwe i dzikie, gdzie nie ma asfaltowej drogi, sklepu, raz na jakiś czas przejedzie traktor lub ktoś rowerem, ale otoczone towarzystwem ptaków, saren, jeleni, zajęcy i dzików, miejsce gdzie stworzyliśmy swój własny świat.
Wykarczowaliśmy zarośla, zrobiliśmy dach, zaczęliśmy remontować resztę i poza uprawą grzybów utworzyliśmy mały azyl dla zwierząt.
Z Poznania przeprowadziła się z nami Kora adoptowana ze Schroniska w Poznaniu, tutaj po włamaniu adoptowaliśmy kulawego Dżekiego, który po roku odszedł a jego miejsce zajęła Fiona kilku miesięczna suczka.
Potem pojawiły się grzyby, kury, gąski, 2 indyki, prosiaczki i 2 kózki Suri i Birma i koziołek Kubuś. Birma jest kozą uszlachetnioną z rasy alpejskiej, Suri to jej mama a Kubuś to synek Birmy po 100% kożle alpejskim, ze znanej hodowli, który prawdopodobnie był tam reproduktorem.
W ubiegłym roku pierwszy raz od wielu lat na ugorze zostało zasiane zboże, mały ogródek warzywny i w tym roku pojawił się mini sadek. W pobliżu mieszka kilku dobrych masaży, pszczelarz, nawet ktoś tam podobno bimber pędzi. Pierwsze słowa mojego Męża ,, chyba trafiłem do raju''.
Tym oto sposobem w Hacjendę tchnęło nowe życie.... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz