Ogólnie przez ostatnie tygodnie miałam trudny okres. Na święta wysypały niespodziewanie grzyby a 21 kwietnia 2014 roku Birma urodziła 2 śliczne maleństwa: kózkę i koziołka. Kózka typowo alpejska, nóżki za kolanka jak ze smoły, czarna grzywka, czarna pręga na kręgosłupie, czarne dzwoneczki, kolor ciemny brąz, jednym słowem-cudna, ale bardzo słaba. Koziołek natomiast śliczny, czarny o połyskującej sierści, tylna strona nóżek biała, brzuszek i jakby koraliki białe. Nie mam pojęcia skąd ten kolor, bo ojciec jest z wyglądu alpejczykiem, po ojcu 100% kożle alpejskim z papierami, matka uszlachetniona, a skąd te czarne, hm..., może jakiś przodek od strony Birmy? Birmulka czuje się dobrze, koziołek też, kózka natomiast była słaba i odeszła :( Walczyliśmy ze wszystkich sił. Karmiliśmy szczykawką, wet dał podwójną dawkę środka w pępowinę na wzmocnienie ale nic nie pomogło. Biedna Birma wszystko wyczuwała. Do samego konca ją lizała i przytulała, pomimo tego że była słabsza jej nie odrzuciła. Gdy ją zabieraliśmy Mąż kazał mi ją trochę zasłonić, ale Birmulka i tak wszystko czuła. Wtuliła nosek w małego koziołka, spuściła smutno oczka i tak stała zamyślona chyba 5 minut nie chcąc w ogóle podnosić głowy. Tak mi jej było żal. Serce mi się dosłownie rozdzierało patrząc na to wszystko, jedyne co mogłam zrobić to ją mocno przytulić i pożałować, ale tak to już w tym życiu bywa :( Miejmy nadzieję że już będzie tylko lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz