Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 lutego 2014

Uwaga na kleszcze!!!!!!!!!!!

Mój nowy mały piesek Morusek złapał już kulka kleszczy, na szczęście łaziły pojedynczo dopiero po wierzchu więc zostały wyłapane. Morus ma już w kark zakroplone kropelki od kleczny, ale mimo tego po każdym wyjściu przechodzi przegląd. Myślałam że pojawią się kwiecień - maj, ale Sąsiadka mówi, że u niej przez całą zimę psy mają co roku, więc już sama nie wiem, jednym słowem trzeba uważać. Natomiast sam Morus rośnie, nauczył się już służyć, nie wiem skąd się tego nauczył, ale jak coś chce to staje koło miseczki i prosi a ogólnie to naprawdę uroczy piesek :)

niedziela, 16 lutego 2014

Życie musi toczyć się dalej.....

Wczoraj minęło 2 tygodnie jak zaginęła Kora, nawet nie wiem kiedy to zleciało... Przez pierwszy tydzień szukaliśmy po kilka godzin dziennie i nic, jak kamień w wodę. Ciężko się z tym pogodzić, ale życie musi się toczyć dalej. Ponad tydzień temu w piątek 7 lutego przygarnęliśmy małego pieska, który został podobno znaleziony w lisiej norze w największe mrozy. Nazwaliśmy go Morusek. Jest uroczy i trochę śmieszny. Jedno uszko bardziej stojące drugie leżące, mleczne ząbki, ciekawe spojrzenie, ogólnie bardzo grzeczny i kochany, a gdyby wrócił tamten to będą dwa. Miejsca i Korze wystarczy. 11 lutego przyjechał tir  z transportem kostek na 2 hale a aktualnie trwa właśnie zbiór na 2 innych halach. Grzybki rosną i czekają na wyjazd do ich smakoszy :) Tym którzy nie jedli, serdecznie polecam, bo są naprawdę smaczne i zdrowe. Ja najbardziej lubię zrobione jak kotlety schabowe, ale można zrobić z nich dosłownie wszystko począwszy od marynowania, poprzez gotowanie, smażenie, duszenie, kiszenie a skończywszy na suszeniu. Spróbujcie bo naprawdę warto :)





wtorek, 4 lutego 2014

Dwa ziarenka szczęścia i reszta goryczy :(

W niedzielę kolejny raz dostałam obuchem w głowę i nadal nie potrafię się otrząsnąć.
W niedzielę straciliśmy naszą suczkę Korę.
Wzięliśmy ją z poznańskiego Schroniska, gdy miała niespełna 4 tygodnie. Była tam najmniejszym zostawionym szczeniaczkiem. Gdy ją odebraliśmy by ponury zimny i deszczowy sierpień.
Od samego początku była bardzo chorowita i chorowała na astmę.
Gdy była mała miała trochę dziwną urodę a przede wszystkim wielkie uszy w stosunku do wielkości szczeniaczka. Babcia która z nami mieszkała, stwierdziła tylko po pewnym czasie, myślałam że to taka dziwna rasa z wielkimi uszami. Gdy miała niepełna 2 miesiące zaczęły jej rosnąć wąsy. Wyglądała taka mała/stareńka. Z czasem wyrosła, wypiękniała i wniosła w nasze życie wiele radości.
Wzięliśmy ją dwa dni przed pierwszą rocznicą ślubu i była naszym pierwszym wspólnym pieskiem.
W dzień rocznicy zrobiła nam niespodziankę zaczęła rozpoznawać swoje imię i prosić za potrzebą i to był dla nas najlepszy prezent. Miłe było wracać do domu i widzieć merdający mały ogonek.
To na nią przelaliśmy całą miłość po odejściu Lary, gdyby nie to zapewne byśmy oszaleli.
Była z nami zawsze, w domu, na wczasach a teraz zostały tylko wspomnienia. Gdy była malutka a chciała wyjść za potrzebą potrafiła upierdzielić w duży palec jeżeli proszenie nie odnosiło skutku lub położyć się nad głową i wyrywać po jednej rzęsie, aż w końcu się z nią wyszło. Brakuje nam tego jej tupania po podłodze, powarkiwania gdy chciała wyjść, brakuje nam cząstki jej. Pod koniec chorowała na starczą cukrzycę i była niewidoma, ale była nasza. Wyszła za potrzebą na podwórko co jest dziwne i zniknęła. Zostawiła swoje male buciki, bo zawsze marzły jej łapki i nie dawała rady wrócić w zimie, swoje male wdzianko i niedojedzone chrupki. Modliłam się aby się odnalazła, ale Bóg mnie nie wysłuchał, najpierw pozwolił ją odnależć a potem zabrał. Nie wiem czy zabrał ją jastrząb, czy sama gdzieś poszła, ale zawsze za chwilę wracała.
Przez tą chorobę była taka chudziutka, więc nie miałaby siły aż tak daleko chodzić i ciągle nie mogę przeboleć co się z nią stało. Podmarzły jej łapki, ale gdzieś by leżała, gdy się wołało piszczała a tu nic. Martwa cisza i dziwne domysły. Miała tatuaż i chipa i co z tego???? Powiedziano nam że tu nie maja urządzeń do badania chipów. Tylko ja mieliśmy. Gdy ją braliśmy pamiętam błyszczące oczy mojego Męża i tulące się małe ciałko w jego objęciach i to boli najbardziej, że już jej nie zobaczę. We wsi biegają pospuszczane burki okolicznych pijaczków a jej już nie ma i nie zobaczę. Była z nami 12 lat i zostawiła najpiękniejsze wspomnienia :( Co jeszcze przyniesie nam los - kolejne smutki i rozczarowania? :(