Łączna liczba wyświetleń

piątek, 21 marca 2014

Chora, ale świat się dalej kręci... :)

We wtorek wyjechał kolejny transport gdzybków, część ciętych, część w karpie. Towar zajmował kilka palet bałam się że po przekładce z chłodni stacjonarnej nie zmieści się w samochodzie, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Tym razem grzybki pojechały do Warszawy. Jedyna wada, że był dzień deszczowy i nabawiłam się kataru, potwornie boli mnie głowa, gardło i jeszcze mam kaszel. Chyba będę musiała zastosować kurację buraczaną, tzn pić sok z surowych buraków 2 razy dziennie przez kilka dni, aby spożyć ok 7 kg. Plus natomiast taki że w końcu nauczyłam się wyłapywać odpowiedni moment na zerwanie, przez co waga jest dużo wyższa i grzyby są w miarę równe. W końcu doczekałam się że ktoś kto jest bardzo wymagający nawet nie sprawdzając dokładnie płaci gotówką na podstawie opinii z poprzedniej dostawy. Drugi plus jest taki, że dodatkowo na przelewy wprowadziłam faktoring. Ogólnie mam zaufanie do Kontrahenta, gdyż współpracujemy już dość długo, jednak ze względu na konieczność przeprowadzania ciągłych remontów hali, musiałam przeprowadzić drobne zmiany, które pozwolą mi zachować równowagę finansową.
Wczoraj Mama miała urodziny, dzień przepiękny słoneczny, jednak ze względu, że się rozchorowałam musiałam wyjazd przełożyć na niedzielę. W niedzielę planuję wyjazd do Gnojna do drugiego domku, uroczej miejscowość położonej nad Bugiem gdzie kręcono sceny ,, Nad Niemnem". Urocze nadbużańskie tereny, doskonałe miejsce dla wędkarzy, gdzybiarzy, w pobliżu również słynna Stadnina Koni w Janowie Podlaskim a w sezonie prom. Aktualnie tereny w dużej mierze wykupowane przez turystów z Warszawy, Krakowa i innych obcych krajów. W pobliskich Serpelicach nad Bugiem w sezonie można spotkać Jerzego Kamasa i kilka innch znanych osób, oraz w Zaborku, gdzie podczas aukcji nocują koronowane głowy a aktualnie kręconesą zdjęcia  do filmu ,, To nie koniec Świata", choć aktorzy bardzo pokochali Zaborek, niektórzy nawet dodatkowo rezerwują tu miejsce dla całej rodziny,  można ich również spotkać w pobliskich Borsukach, spacerujących po Gnojnie lub udających się po zakupy do pobliskich gospodarstw np po mleko. W końcu aktor też człowiek :) Dodatkowo tu się wychował i spędził młodość Wacław Kowalski ( Pawlak z ,, Sami Swoi").  Miejsce urokliwe. Cisza, spokój, dzika przyroda, naprawdę polecam, Nocleg myślę spędzić w Białej a w poniedziałek bieganie po urzędach i powrót do Boczniakarnii. Mam nadzieję że do tego czasu trochę się podkuruję.

niedziela, 16 marca 2014

Pyszne i proste pasty na śniadanie lub kolację.

Śniadanie wprawdzie mam już za sobą. Zastanawiałam się co by tu zrobić i doszłam do wniosku, że może pastę z makreli z białym serem. Czasami robię też ze szprotek i tą drugą nawet wolę, ale ta pierwsza jest również bardzo dobra i ze swojej strony bardzo polecam.

PASTA Z MAKRELI I BIAŁEGO SERA.

1 średniej wielkości makrela - obrać z ości,
1 średnia cebula - pokroić w kostkę
1 kostka sera białego typu twaróg - 200-250g. ( pognieść).
sól i pieprz do maku, majonez.

Wszystkie składniki wymieszać, połączyć z majonezem i posmarować pieczywo.


PASTA ZE SZPROTEK.

1 Puszka szprotek ( ja wolę w sosie pomidorowym),
2-3 jajka - pokroić w kostkę,
1 średniej wielkości cebula,
sól i pieprz do smaku, majonez do połączenia składników.

Szprotki pognieść, całą zawartość puszki wymieszać z resztą składników, doprawić solą i pieprzem oraz majonezem.
Spożywać z pieczywem w postaci kanapek.

Kolejny dzień zmagań z prądem :(

Dzisiaj już drugi dzień się zmagam z dyskoteką prądową na hali, gdy zadzwoniłam wczoraj na Pogotowie Energrtyczne odebrał jakiś niewydarzony Pan i na pytanie kiedy mogę się spodziewać prądu, bo mam całą chłodnię zawaloną grzybami wydarł się na mnie, że chyba widzę co się dzieje na dworze, że zadaję głupie pytania, mam podłączyć sobie agregat. Agregat ok, ale tylko do światła, bo chłodnia i reszta jest na siłę, a to już nie jest prosta sprawa i zaczął na mnie wykrzykiwać. Dziwię się że tacy ludzie jeszcze pracują.... Po wczorajszej dyskotece padło mi na koniec dnia 45 świetlówek jednocześnie z czego jedna świetlówka, wcale nie z najdroższych tylko z przeciętnych 9,45 zł. Dzisiaj znowu prąd mam w kratkę ale przynajmniej Pan z Pogotowia Energrtycznego był kulturalny. W końcu ja odnoszę się grzecznie i też mam swoje problemy, a że ktoś sobie z czymś nie radzi to nie jest powód aby się wyżywać na drugiej osobie :(

sobota, 15 marca 2014

Dzień z życia Boczniakarni.....

Dzisiaj mam dzień do d**y. Na dworze potwornie wieje, co chwilę nie ma prądu, uszkodzony od wiatru  modrzew przy ogrodzeniu, latające w powietrzu płytki po podwórku, potłuczona od wiatru szyba w oknie i jeszcze Mąż który się rozchorował. W rezultacie czekałam aż opróżnią się skrzynki po krojeniu i będę mogła zbierać nowe grzyby, Mąż zaniemógł, i spadło na mnie zebranie pół tony grzybów, poprzenosić to z hal przez całą długość korytarza aż do chłodni i już mam wszystkiego dosyć. Zrobiłam sobie drobną przerwę i kawkę i jeszcze na ponad godzinkę do pracy. Co chwila gaśnie światło, momentami grzyby zbieram z zapaloną czołówką :( Mogłabym to przesunąć na następny dzień ale z każdym dniem tracą na wadze, więc szkoda mi tego zaniechać. Mąż  już od rana czuł się niewyrażnie aż pod koniec dnia, bolała go głowa, policzek, gardło i dodatkowo złapał gorączkę :( Jednym słowem dzień do kitu. Od pewnego czasu zapisuję sobie wszystkie dni te lepsze i gorsze. Z czasem można zaobserwować, że właśnie w konkretne dni zawsze coś się dzieje, jedne są bardzo dobre a inne bardzo złe. Myślałam aby zrobić małą analizę i wszelkie sprawy załatwiać tylko w te dobre. Dzisiaj najchętniej obejrzałabym jakiś program lub poczytała książkę, ale nie ma tak dobrze :( Na domiar złego jeszcze lepszy komputer aktualizuje się cały dzień i nie ma wejścia, a Mąż przed chwilą wylał herbatę i potłukł szklankę. Mam nadzieję że jutro będzie lepszy dzień, bo na dzisiaj już wrażeń wystarczy :(

środa, 12 marca 2014

Pyszna babka ziemniaczana.

Babkę tą nauczyła mnie robić mojego Mężą Babcia. Przepis podobno pochodzi ze wschodnich stron, ja niby urodziłam się na wschodzie, jednak nigdy tego wcześniej w domu nie jadałm, może dlatego że pochodzę z rodziny mieszanej.
Wracając jednak do  babki - ziemniaki trzemy na tarce, dodajeny jajko, startą cebulę, trochę jarzynki, sól, pieprz i mieszamy. Ja dodaję jeszcze łyżkę śmietany i czasami odrobinę pokrojonych w drobną kosteczkę usmażonych grzybów i szczyptę majeranku. Nie odcedzam ziemniaków. W razie potrzeby dosypuję mąki pszennej, tak aby ciasto było na tyle gęste aby się ścieło.  Jak ktoś lubi może w środek dać kawałeczki pokrojonej kiełbasy.  Ciasto przekładam do foremki. Następnie boczek kroję w cienkie plasterki i wbijam po wierzchu w babkę, tak aby puściła odrobinę tłuszczyku, aby nie była bardzo sucha i piekę na złoty  kolor.




Smacznego :)

piątek, 7 marca 2014

Pyszne ciasto czyli ,, Niebo w gębie" :)

Przed Dniem Kobiet postanowiłam poeksperymentować i zrobić jakieś fajne ciasto. Miałam ser, gruszkowo-jabłkowy mus od Mamy w litrowym słoiku, więc postanowiłam wyczarować coś fajnego.
Ciężko mi pisać dokładne proporcje bo często robię coś z głowy.
Ale tak po kolei:
Upiekłam pyszny sernik. Często robię sernik z budyniem, ten natomiast zrobiłam z dodatkiem mąki ziemniaczanej zamiast budyniu i z dodatkiem odrobiny mleka płynnego. Wyszedł naprawdę super.
Gdy wystygł, dodałam rozrobiony mus gruszkowo-jabłkowy wymieszany z 2 suchymi galaretkami o smaku pomarańczy i 3 łyżeczkami żelatyny rozpuszczonej w malej ilości wody. Wszystko zależy od gęstości musu, mój był gęsty ale nie na tyle by fajnie i sztywno się trzymał bez dodania żelatyny. Dało to fajny posmak egzotyki i orzeżwienia. Mus ten wylałam na przestudzony sernik i  do lodówki do zastygnięcia. Następnie ugotowałam 2 budynie z cukrem. Przestudzone budynie zmiksowałam z odrobiną margaryny Kasi. Przestudzone, ale na tyle by były klejące wyłożyłam na zastygnięty mus i do lodówki. Gdy wszystko ładnie zastygło polałam przestudzoną polewą. Można posypać wiórkami i jeszcze na chwilę wstawić do lodówki.
Muszę przyznać że wyszło naprawdę pyszne ciasto :)


Moja kolekcja Kagorów :)

Dzisiejszy dzień minął jakoś nostalgicznie. Miałam tyle planów, ale chyba aura nie ta :( Na dworze jakoś trochę chłodno, lekko pochmurno że nic się człowiekowi nie chce. W ramach chwili wytchnienia postanowiłam przejrzeć ponownie swoja kolekcję win marki Kagor. Bardzo lubię te wina. Mój dobry znajomy, który jest Sommelierem i jedynym w Polsce certyfikowanym Venenciadorem, ciągle mnie krytykuje, że nie gustuję w konkretnych markowych wytrawnych lub półwytrawnych winach tylko ubzdurałam sobie coś co nie jest godne aż takiej uwagi, ale ja będę broniła swojego zdania, gdyż lubię         z przepysznym ciastem wypić lampkę Kagora, a piłam już ich tyle że widzę różnicę w smaku i ze swojej strony polecam.



Buteleczki są trochę podkurzone bo prawidłowo powinny takie być. Jeszcze trochę mi brakuje                     i z pewnością ciągle brakować będzie, ale tym się nie zrażam :) Marzy mi się piwniczka z wieloma gatunkami win, ale to jeszcze droga daleka. Wiem natomiast  że będę miała oparcie w poradach ze strony ktora zna temat od podszewki :)

Natomiast dla zainteresowanych profesjonalnymi usługami na przyjęcia okolicznościowe, wesela, szkolenia, porady itp polecam stronę profesjonalnego Sommeliera i Venenciadora  www.kolorwina.pl 
Maciej jest bardzo sympatyczną osobą traktującą swoje obowiązki bardzo poważnie i kochającą to co robi,więc myślę że warto :)

czwartek, 6 marca 2014

Nowi lokatorzy Sosnowej Hacjendy :) Koziołek i kózka już na świecie :)

Trochę mnie tu nie było, ale to głównie przez nawał zajęć. Miałam do zdania grzybki. Mam jednak do





zakomunikowania dobrą wiadomość. 5 marca 2014 roku na świat przyszły kożlęta, mała urocza parka :) Jednym słowem moja Suri urodziła kózkę i koziołka. Imiona jeszcze nie wybrane, , bo trudno mi coś dobrać, ale jeszcze wszystko przed nami. Ciążę Suri znosiła bardzo dzielnie. Była bardzo opanowana           i spokojna. Tak jak wcześniej potrafiła ustawiać po kątach, to w trakcie ciąży była potulna jak baranek. Dużo ją przytulałam, musiałam zmienić dietę, współlokatorkę Birmę ewakuować do innego boksu. Do samego konca miała doskonały apetyt i dobrze się czuła. Dopiero w środę 5 marca dostała konkretne bóle   w godzinach popołudniowych zaczęła pomekiwać i po godzinie 18.00 przyszły na świat kożlątka troszkę większy koziołek i troszkę mniejsza kózka, na początku słabiutkie, ale już zaczynają pomykać. Gdybym tak coś miała porównać to chyba nie do końca podobne do Suri i do swojego ojca. Tak zwyczajnie uroda im się przypątała, ale są naprawdę urocze. Uszka mają po ojcu, bo Suri ma mysie. Mama czuje sę świetnie, aż tak bardzo się nie darła, poród odbył się na stojaco, a właściwie bardziej na kucka. Z jednej strony ogromnie się bałam bo to moje pierwsze kozy i pierwszy poród, ale wszystko przebiegło wzorcowo, jedynie dwa dni po terminie. Był Pan co robił za ,, akuszerkę" który  sam chodował 200 owiec i sam odbierał porody, a w razie czego wet w pogotowiu, ale odbyło się bez powikłań. Maleństwa czują się dobrze            i uroczo merdają ogonkami. Jedynie dla ich bezpieczeństwa została przerobiona bramka, aby się nie wydostawały i były bezpieczne. A oto one :)